kiedy człowieka dopada nostalgia

Portugal. The Man – Atomic Man

Kiedy do człowieka dociera fakt, że za… niecałe dwa miesiące, będzie miał dwadzieścia lat, zaczyna się zastanawiać nad swoim życiem. No bo hej!, ten czas leci stanowczo za szybko, dopiero co miałam osiemnastkę i zdawałam maturę.
Przez sam ostatni rok zaszło we mnie tyle zmian, że część dawnych znajomych pewnie by mnie nie poznała, gdybyśmy spotkali się na ulicy.


  1. Nie mogę już o sobie powiedzieć, że chodzę do szkoły.
    Od roku nie jestem “uczniem” tylko “studentem”. To w zasadzie taki uczeń tylko poziom wyżej. I nikt Ci nie obniża zachowania za wagary, można za to co najwyżej oblać przedmiot.
    Zmieniły mi się nawet przedmioty i teraz, zamiast języka polskiego, mam propedeutykę nauk medycznych czy inne podstawy graficznych języków programowania.


  2. Chodzę w sukienkach i spódnicach znacznie częściej niż w szkole.
    Bo fakt, że w ogóle w nich chodzę, sprawia, że liczy się to już jako “znacznie częściej”. Wiedźmowate spódnice i elfie sukienki to wbrew pozorom przyjemna sprawa, kiedy za oknami hula istne piekło (znane też pod budzącym grozę imieniem Trzydzieści Stopni W Cieniu).
    Mamiszon kupiła mi ostatnio trzy śliczne boho sukienki, na lato jak znalazł i wreszcie będę wyglądać jak człowiek.


  3. Plecak coraz częściej zastępuje torba.
    Fakt, ze skórzaną listonoszką zdarzało mi się chodzić do liceum, ale na studiach robię to dużo częściej, a jak się zrobiło cieplej, to prawie nie wyciągam plecaka spod biurka. Torba dostana z okazji zakończenia liceum (co w naszej rodzinie jest swego rodzaju zaczątkiem tradycji) jest znacznie lepsza do spakowania dwóch zeszytów zamiast siedmiu a i wygląda lepiej niż zdezelowany plecak na laptopa.


  4. Nie boję się iść sama do lekarza.
    Dobra, to kłamstwo, nadal się trochę cykam, ale jeśli muszę, to pójdę i nie trzeba mnie ciągnąć na siłę.

    trzeba

  5. Nie taka siostra zła, jak ją malują.
    Największym potworem mojego (późnego) dzieciństwa była moja starsza siostra. Dzisiaj możemy posiedzieć razem kilka godzin przy kawie i tarcie z rabarbarem i truskawkami, ponarzekać na życie, powspominać, poobgadywać współlokatorów i profesorów, pożartować, i nikomu nie dzieje się krzywda.
    Przynajmniej dopóki spotkanie nie następuje pod dachem rodzinnego domu. Tam radzę nas trzymać od siebie z daleka.


  6. Mam zamiar znaleźć pracę na wakacje.
    Pierwszy raz w życiu, to duża zmiana i swego rodzaju osiągnięcie.
    Trzymajcie kciuki.


  7. Mogę zadzwonić do Mamiszona bez powodu.
    Zazwyczaj dzwoniłam, żeby zapytać, czy wraca akurat z miasta i mnie zabierze ze sobą do domu, żeby nie tłuc się autobusem, albo co jest na obiad.
    Amerykańscy naukowcy odkryli, że z mamami można rozmawiać na różne tematy, zaczynając od studiów, a kończąc na zwyczajnych plotkach.


  8. Chodzę na imprezy.
    Co prawda są to raczej wydarzenia w stylu wspólnego robienia gofrów całym piętrem, grania w planszówki z ludźmi z grupy czy kalamburów w pokoju u sąsiadek z naprzeciwka, ale zawsze.


  9. Nie ubieram się już tylko na czarno.
    Cytując Morticię, czarny to taki wesoły kolor.
    No cóż, może i tak, ale mimo wszystko latem wygodniej jest być wesołym w zwiewnej zielonej sukience niż w czarnej koszulce.


  10. Muszę umieć radzić sobie sama.
    To nie jest aż taka zmiana, bo zdarzało mi się zostawać samej w domu na kilka dni, ale… no właśnie, na kilka dni a nie dwa semestry, w domu rodziców, gdzie jest wszystko, czego akurat potrzeba, i zazwyczaj w wakacje.
    Teraz muszę godzić chodzenie na uczelnię, zakupy, pamiętanie o trzech posiłkach dziennie, załatwianie tych bardziej i mniej dorosłych spraw i wszystko inne.

To dobre zmiany.
Nie będę narzekać.

Leave a comment